Wieczory to najlepszy czas na oglądanie filmów. Po całym dniu ciężkich rozmów, sprzątania, stresu w pracy i braku siły należy nam się odpoczynek. Wtedy, decydujemy się na rozrywkę, która nie wymaga od nas aktywności fizycznej. Film to wachlarz emocji i przemyśleń podanych na talerzu. Jednak, gdy ktoś podsuwa nam gotowce pod nos, nasza czujność może być coraz słabsza. Wtedy trafiamy na gniota, który zabiera nam 2 godziny z naszego życia.
Gniot to film po którym czujemy, że straciliśmy czas na jego oglądanie, że wcale nas nie odprężył, nie zapewnił nam rozrywki, ani żadnych emocji poza znudzeniem.

Lepiej żebyście stracili czas na przeczytanie tej notki niż na gniota. Gniot zabierze Wam około 120 minut życia, Chmura zabierze może trzy? :-) W dodatku, w tej notce chcę Was ostrzec przed takimi filmami.

Gnioty według Chmury to przede wszystkim większość polskich komedii romantycznych. Ostatnio w naszym domowym kinie jest coraz lepiej, jednak produkcje typu „Ciacho”, „Nie kłam, kochanie”, „Jeszcze raz” czy „Milion dolarów” nie zachęcają na powtórne skuszenie się na polski hit. To przypadek, że we wszystkich, które wymieniłam gra Tomasz Karolak – serio! ;-) „Listy do M.” oraz „Planeta Singli” podobno przełamały złą passę lekkich, polskich komedii, ale jednak niepewność, gdy się na nie decydujemy pozostaje. Dlatego w swoim zestawieniu gniotów, nie będę pisała o polskich produkcjach- na nie poświęcę oddzielną notkę.

Gotowi?

  1. „Cube”, „Cube 2” – oglądałam te szalenie nudne filmy, gdy byłam dzieckiem. Już wtedy usypiałam. Gdy dorosłam, sięgnęłam po nie jeszcze raz, dotrwałam do końca i byłam jeszcze bardziej zażenowana. Nie mój klimat. Latanie po białej kostce, po to, aby…końca nie będę zdradzać, bo nawet nie warto.
  2. „Sahara” – pierwszy i jedyny film na którym usnęłam w kinie. Wcale nie przez to, że byłam padnięta po ciężkim dniu – wręcz przeciwnie! Byłam naładowana energią, jednak Penelope Cruz i Matthew McConaughey latający po pustyni wyssali ją ze mnie do końca. Nie pomógł czar Penelope, a szkoda …
  3. „Reset” – dowód na to, że dobry aktor może zawieść nas tak, że aż serce boli. Zakochana w „Pianiście” rzuciłam się na filmy w których gra Adrien Brody. Szybko dostałam nauczkę. Film na siłę artystyczny. Auto, wypadek, las i Adrien. Zdecydowanie nie polecam.
  4. „Spring Breakers” – nieporozumienie. Skusiła mnie chęć zmierzenia się z Seleną Gomez i już nigdy więcej jej nie zaufam. Tak samo recenzjom. Wszyscy huczeli o tym jakie to arcydzieło wyśmiewające pop kulturę oraz o tym, że film porusza bardzo ważne, współczesne kwestie. Niestety, nic tam takiego nie znalazłam. Może dlatego, że daleko mi do stereotypów o amerykańskiej młodzieży? W internecie napotkałam interpretacje tego filmu w polskich realiach, polecam!
  5. „Juno” – film nagrodzony Oscarem za najlepszy scenariusz oryginalny w 2008r. Trochę słabo. Według mnie to film dobry do popołudniowej drzemki. Opowiada o szesnastolatce, która zachodzi w ciążę i szuka dla swojego dziecka rodziny zastępczej. Historia ciekawa, ale nudnie pokazana. Poza tym, strasznie drażniła mnie tu Ellen Page.

Jakie gnioty Wy oglądaliście? ;-) Ocalcie świat przed stratą czasu! :-)