Niektóre opowieści uświadamiają nam jakimi jesteśmy szczęściarzami, że mieszkamy w biednej Polsce, a inne uświadamiają nam, że niekoniecznie geny decydują o tym kim jesteśmy. O tym kim jesteśmy decyduje nie miejsce urodzenia, rodzice, status społeczny lub ilość pieniędzy w kieszeni. O tym kim jesteśmy decydujemy my i mam na o dowód.

 

0002772LG8Q1WHNX-C122-F4
Waris Dirie – bohateka wielu kobiet. Źródło: http://www.styl.pl

Poznałam historię matki i córki. Inną niż ta którą kiedyś tu opisywałam. Poznałam historię wstrząsającą. Córka jako dziecko uciekła od matki, opuściła swój kontynent z powodu ślubu do którego chciał zmusić ją ojciec. Uciekła z Afryki do Europy, pokonując przy tym wiele nie małych problemów. Udało się. Dorastała w Europie i mimo że zdążyła nauczyć się wszystkich obyczajów swojego rodu oraz religii, stała się zupełnie inną kobietą niż jej matka. Kto wie, czy stałaby się taka, gdyby pozostała w Somalii u boku swojego muzułmańskiego, o wiele starszego od niej, męża?
Całe szczęście nie została w Afryce. Całe szczęście, ponieważ robi wiele dobrego. Wiele. Walczy o wolność i życie wielu kobiet na świecie. Kocha Somalię, swoją rodzinę i Allacha. Jednak jest oświecona, zupełnie inna od przodków. Nie chodzi zakryta od stóp do głów, nie pędzi do Meczetu na każdą modlitwę, a co najważniejsze … sprzeciwia się obrzezaniu małych, niewinnych dziewczynek. U niej (i nie tylko) w kraju, robią to pod pretekstem tradycji religijnych. Źle interpretowany Koran, może być powodem wielu nieszczęść.
Tyle o Waris Dirie – pewnie kojarzycie ją z książki lub filmu „Kwiat Pustyni”.

List do matki – wyznanie miłości.

Waris napisała piękną książkę, którą skończyłam dzisiejszego ranka. Kolejna, którą mogę dopisać do ulubionych. Jest inna od pozostałych, ponieważ autorka pisze ją w formie listu do matki. Oczywiście cała książka nie jest jednym, długim listem. Jest to książka opisująca historie Waris i jej wtrącenia odnośnie owych historii w formie listu do mamy. Sytuacje o jakich chciałaby opowiedzieć mamie, a nie może … Nie może, bo mama jest z zupełnie innego świata, a dokładniej z Somalii.

Somalia, niiiiiiiiiiiiiiiiic, Europa

Między Somalią, a Europą istnieje przepaść. Kulturowa przede wszystkim. Przepaść ta będzie się zmniejszać wraz z napływem muzułmańskich uchodźców, ale nie o tym dzisiaj…
Przepaść ta, jest tak wielka, że nawet dwie, niezmiernie kochające się osoby nie potrafią jej pokonać. Ciężkie doświadczenie, ponieważ w tym przypadku kocha się za to kim się jest, a nie jakim się jest. Waris pragnie pochwały mamy, jednak wydaje mi się, że nigdy jej nie dostanie, ponieważ walczy przeciwko temu, co jej mama uważa za tradycję, kulturę i świętość. Coś co uważa za najważniejsze, jej córka chce wycofać i zakazać na całej kuli ziemskiej. Dwie kochające się osoby, nie mogące wspólnie zbudować mostu, który pozwoliłby ominąć dzielące je problemy. Przykre. Oczywiście, w całej tej patowej sytuacji jestem po stronie byłej top modelki, a nie jej matki. Jednak, ludzie wychowani w somalijsko – muzułmańskiej kulturze potępiają ją. Nie dlatego, że tak wypada, po prostu oni na prawdę wierzą, że kobieta z łechtaczką jest kobietą skazaną. Islam wcale nie nakazuje takich nieludzkich czynów (tak twierdzi Waris, ja nie wiem – nie sprawdzałam), jednak zacofani ludzie (wyznający tę wiarę) o tym nie wiedzą i dalej to czynią. Tragiczne.

Książka ukazuje nie tylko problemy muzułmańskich dzieci, problemy z jakimi zmagają się modelki, ale również to, że nie zawsze kocha się za to jakim się jest, tylko za to kim się jest.  Tak jest w przypadku Waris i jej mamy. Przynajmniej ja tak to odebrałam. Mam wrażenie, że gdyby to nie była jej matka to uważałaby ją za największego potwora. Ja tak nie uważam, bo obrzezana nie jestem – gdybym była to bym znienawidziła tę kobietę i jej głoszone tezy, bo nie potrafiłabym postawić się na jej miejscu. Nie potrafiłabym, przez ból jaki obrzezanie by mi przyniosło. Jednak obrzezana nie jestem, co umożliwia mi próbę zrozumienia „drugiej strony medalu”. I muszę przyznać, że rozumiem … W ogóle nie popieram, ale rozumiem.
Bo czego wymagać od człowieka, który kulturę i tradycje uważa za najważniejszą rzecz w swoim życiu i wychowywał się na pustyni? Nie widząc nic innego poza nią. Nikogo innego poza swoją rodziną. Od człowieka, który swoją edukację zakończył już dawno, dawno temu, bo wiara w Allaha i somalijską kulturę to wszystko co w życiu się liczy. To nie jest wina matki, że ma takie zdanie. To wina jej ograniczenia. Ale ja nie biorę tego tak do serca, bo na jej zdaniu, a tym bardziej uznaniu mi nie zależy. Za to Waris gorąco współczuję.

Piękna książka. Zmuszająca do refleksji. Momentami jest nawet zabawna – gdy jej mama przyjeżdża do Austrii. ;-) Jednak chwila na konstruktywną krytykę również musi być – książka się dłuży. Można było ją napisać o wiele krócej, jeden temat jest wałkowany bezustannie i jedyne co książkę wyróżnia spośród innych tej autorki to dwie sytuacje nie do uwierzenia, o których Waris wcześniej nikomu nie wspominała. Generalnie warto przeczytać, ale na tle innych książek Waris, ta wypada blado.

 

Pomóż Waris!

Numer fundacji i konta, znajdziecie tu. Waris Dirie robi wiele, dla niewinnych kobiet, które są obrzezane pod przymusem. Robi również wiele, aby w religii muzułmańskiej kobiety były traktowane normalnie, po ludzku. Patrząc na ilości uchodźców jakie napływają do Europy, wydaje mi się, że warto wpłacić na jej fundację jak najszybciej. Niech przekona jak najwięcej muzułmanów, że można inaczej – bezpieczniej. ;-)
Waris możecie wspomóc również poprzez kupowanie jej książek, do czego gorąco zachęcam!